5 years ago

Arbuz z Łodzi


Odcinek nieplanowany, ale Pokusa nie chciała dać mi spokoju i postanowiłem spróbować swoich sił w steemitowym konkursie :)

Gdyby komuś brakowało kontekstu to początek całej historii tutaj, a pierwsze wejście Karola tutaj.


− Patrz, patrz, patrz! Patrzcie to! - nagłe krzyki Pokusy sprawiły, że Stary niechętnie uniósł powieki. W domu było pusto i planował uciąć sobie, wcale niekrótką, drzemkę. Legł na kanapie, przymknął oczy i począł powoli odpływać. Jednak hałasy zwiastowały, że najwyraźniej próba spania w środku dnia ponownie spełznie na niczym.
Ociężale podniósł się do siadu i rozejrzał się po pokoju. Pokusa, wciąż krzycząc, w podnieceniu wskazywał palcem na ekran monitora, a przy niej tłoczyli się, zerkając na wyświetlacz, Sumienie, Rozum i Karol. Nawet Farfocel zainteresowany nagłym ruchem podbiegł i skakał u nóg towarzystwa.

− Ale o co chodzi? - Rozum podejrzliwie zerkał to na ekran, to na krzyczącą w rozgorączkowaniu Pokusę.

− No nie widzisz?!?! - żachnął się babsztyl, przerywając wrzaski i kierując zakończony wielkim tipsem palec wskazujący w stronę monitora.

− No widzę... arbuza. Nic specjalnego.

− No właśnie! Arbuz!

− I co z tego?

− No można zarobić!

− O! - sceptyczna dotąd twarz Rozumu przybrała wyraz zainteresowania - a jak?

− Trzeba go przetransportować.

− Znaczy się przenieść? - wtrącił Sumienie, zaczynając podwijać rękawy.

− Nawet nie! - Pokusa, nakręcała się coraz bardziej - Wystarczy powiedzieć komuś jak to zrobić!

− Aha. Czyli posada dyrektora - analizował Rozum - To może zawołam Prokrastynację? Zdaje się ma najlepsze kompetencje?

− Ani się waż! - przekrzykując się, zaoponowali natychmiast pozostali, za wyjątkiem wciąż przyglądającego się tej scenie z łóżka Starego. On akurat nie miałby nic przeciwko takiej wizycie.

− Jak ta medna się tu przywlecze, to już nic dzisiaj nie zrobimy! - podsumowała prowodyrka zamieszania. - A ja chcę te Steemy. Ja je chcę! Sam może byś się raz na coś przydał? - dodała patrząc prowokująco na konusa.

Ten przywołany do tablicy, poprawił sprawnym ruchem zaczeskę, przysiadł na fotelu i chrząknął kilka razy dla dodania sobie powagi.

− Oczywiście, naturalnie. Gotów jestem zgłębić ten temat. Zacznijmy zatem od podstaw. Czymże jest arbuz... - mówiąc to rozsiadł się wygodniej, położył ręce na oparciach siedziska, podparł głowę dłonią i zastygł tak, jak był.

Pozostali trwali w milczeniu czekając efektu, jednak gdy cisza poczęła się przedłużać Sumienie westchnął, podszedł do niego i bez słowa zdzielił myśliciela w łeb.

− Nieważne czymże jest arbuz! Pytanie brzmi jakżesz ... pfu! ... pytanie brzmi "Jak przemieścić arbuza z punktu A do punktu B! - krótko sprowadził doprowadzony metodą szokową do przytomności umysł.

− No dobrze - konus próbował odzyskać rezon, masując się po obitej głowie. - A gdzie jest ten cały punkt A?

Zebrani spojrzeli po sobie, na monitor, znów na siebie.

− Ty, chyba nie napisali. - odpowiedziała w końcu, bez przekonania, Pokusa.

− A to ważne jest? - dopytał Sumienie.

− No ważne, ważne. Jak na górce, to można by arbuza sturlać. A jak koło rzeki to spławić. Chyba, że pod prąd. A jak B jest tam gdzie A, to od razu idziemy po prostu po wypłatę. - zakończył pobity zacierając ręce i uśmiechając się szeroko.

− Nie, no tak to raczej nie. To niestety, nie wygląda na projekt unijny - pozbawił go nadziei, milczący dotąd Karol.

− Dobrze - kontynuował rozkręcający się Rozum. - To ustalimy sobie nasze A arbitralnie. Niech będzie uczciwie, gdzieś na środku... o tu! Wskazał wiszącą na ścianie mapę Polski.

− W Łodzi?! - Sumienie miał pewne obiekcje, co do tak swobodnego wyznaczania centrum ojczyzny.

− Zgoda, piękne miejsce. Ja jestem za! - Karol z rozmarzoną twarzą podchwycił propozycję - Tyle wspomnień! Tyle wspomnień! - powtarzał już bardziej do siebie.

− No dobrze, to mamy punkt A. I gdzie dokładnie znajduje się nasz arbuz? Rozumku, mój drogi? - Pokusa robiła wszystko, aby dyskusja możliwie trzymała się obranych torów. Przy zebranym towarzystwie nie było to jednak łatwe.

− Ha, spójrzmy bliżej na to czym dysponujemy. Najprostsze skojarzenie. Łódź ... - tkwiący w fotelu kurdupel potoczył po zebranych pytającym wzrokiem.

− Rewolucja! - krzyknął Karol.

− Odpowiedzialność socjalna - bąknął niepewnie Sumienie.

− Wpierdol na Bałutach - stęknął Stary, krzywiąc się na nieprzyjemne wspomnienie.

Pytający westchnął zerkając jeszcze z nadzieją na Pokusę, ale ta tylko rozłożyła bezradnie ręce i dodała:

− Mnie nie pytaj. Raz tam byłam. Nie moja bajka. Z pustego i Salomon nie naleje.

− No dobrze, widzę, że wszystko muszę robić sam. - umysł nie potrafił powstrzymać bijącego z jego słów poczucia wyższości. - Myślę zatem że... Po pierwsze powinniśmy zmienić skalę. Nie arbuz a arbuzy. Całe hektary arbuzów. Przecież żaden normalny człowiek nie będzie tyrać do Łodzi po jeden owoc. Skoro mamy mieć całe pola obsiane, to trzeba by tam znaleźć trochę przestrzeni. Gdzie moglibyśmy bez większej krzywdy dla ludzkości posiać nasze uprawy?

− Khem, khem... - niedwuznacznie wtrącił się Stary, wciąż jeszcze rozpamiętujący dawną nocną przygodę.

− No jasne! - Rozum bez zbędnych słów podchwycił pomysł - Czyli burzymy Bałuty! Do gołej ziemi! Jebut! I wchodzimy z plantacją! Patrzcie jakie to piękne. Wstajecie sobie rano, podchodzcie do okna, a tam w promieniach słońca caaaaaaaałe Bałuty w arbuzach! Aż po horyzont!

Stary musiał przyznać, że plan zaczynał mu się podobać. Jeżeli jeszcze uda się coś na tym zarobić, to może drzemka nie jest w tej chwili priorytetem. Poderwany wizją, wstał i podszedł do okna zapominając na chwilę, gdzie się znajduje. Widok jeżyckiego pejzażu jednak szybko przywołał go do porządku. Chwilę wpatrywał się w widok za szybą, po czym dodał:

− Jakby plan nie wypalił. To mam inne dobre miejsce, ale na razie zostańmy przy pierwszym pomyśle.

Rozparty w fotelu pomysłodawca, nie zwracał jednak na niego żadnej uwagi, skupiony na własnych słowach kontynuował:

− Mamy hektary arbuzów na Bałutach. Jest pięknie. Obrodziły, dojrzały. Gdzie je teraz zawieźć...? - pytał sam siebie.

− A po co wozić?! - Karol drastycznie przerwał kurduplowi - Uspołecznimy wszystko i każdy sam sobie weźmie ile chce i gdzie chce! A potem...

Spadająca na jego głowę pięść Sumienia nie pozwoliła mu rozwinąć wizji.

− Wara tobie, komuchu, od naszych arbuzów. - wycedził powoli dryblas.- Kto burzył te cholerne bloki, kto orał, kto siał, kto podlewał? Jak komuś rozdam, to tylko coś, co jest moje. I jak ja zechcę. Kontynuuj proszę - wzrócił się uprzejmie do Rozumu. A Pokusa ze Starym kiwneli potakująco głowami.

− Na czym to stanęło. Ach tak! Gdzie chcemy zawieźć nasze plony?

− I jak! Jak jest ważne! - Pokusa moderowała dyskusję jak umiała, wskazując ręką na ekran monitora.

− To pewnie czas też się liczy? - umysł nakręcał się coraz bardziej. - Możemy zatem śmiało skreślić PKP. Co jeszcze gra tu rolę? - zasępił się - Koszty. Na bank koszty. Jak zrobić coś tanio albo w ogóle jakby to jakiemuś pożytecznemu... khem, no pożytecznemu człowiekowi sprzedać, tak żeby sam sobie jeszcze przewiózł i w ogóle... - tu począł znów odpływać, jednak widząc kątem oka, że Sumienie ospale poczyna się ku niemu zbliżać zintensyfikował swoje wysiłki, aż pocąc się na twarzy.

− Wiem! - wykrzyknął - Zrobimy modę na arbuza. Społeczną modę na arbuza! Co jest teraz na topie? - powiódł spojrzeniem po słuchaczach, aż jego wzrok dotarł do siedzącego z obrażoną miną Karola - No jasne! Demokracja! Konstytucja! Wolne sądy! Precz z komuną! Zrobimy tak! Maksiu - zaczął przymilnie - pamiętasz jak Wałęsa farmazonił, że nasze komuchy są jak rzodkiewki. Tacy z wierzchu czerwoni, a w środku biali?

− I ktoś to kupił? - Sumienie wtrącił się niepytany, nim krasnal zaczął odpowiadać.

− I to jak! - aż gwizdnęła na samo wspomnienie Pokusa. - Ale do czego dążymy?

− Zaczniemy od uświadomienia mas, że nasza konstytucja jest jak ... arbuz! - wyjawił swój plan dumny jak paw Rozum.

− Jak co? - Stary przestał kontemplować widoczne za oknem jeżyckie kamienice i spojrzał na Rozum podejrzliwie.

− Jak arbuz! Z wierzchu niby taka zielona, pełna nadziei, a w środku ...

− Czerwona! - Maks poderwał się olśniony pięknem prezentowanej idei. - I my będziemy jej bronić! Każdy weźmie po jednym, wyrosłym na tej splamionej robotniczym potem ziemi, arbuzie i zaniesie go pod sejm. Na znak protestu! Będziemy walczyć, miąższ będzie wdeptany w bruk, sok rozleje się po stolicy. Pestki oblepią faszystów!

− E, dobra, dobra - Pokusa wciąż pilnowała porządku. - A wy to znaczy, kto ilu was jest?

− No z jakieś ... trochę. Dużo. Nie wszyscy mogą zawsze przyjść. Bardzo zależy kto liczy. - rewolucyjny duch skrzata nieco oklapł wobec tak bezczelnie prostackiego pytania.

− Czyli kicha. Emerytów starczy nam może na dwa ary, a przecież ustaliliśmy, że obrodziło. Trzeba szukać dalej... - podsumował Stary.

− A młodzi, wykształceni? - próbowała jeszcze Pokusa.

− Gdybyśmy hodowali soję - westchnął Rozum. - No nie, trzeba szukać dalej. Ale młodzi to siła, mogli by nawet kilka ponieść na raz. Dwa, trzy...

− A tu się puknij - Stary nie dał Rozumowi nabrać rozpędu. I widząc nieme pytanie w oczach rozmówcy począł tłumaczyć - Ja może i jestem stary, ale Dziunia nie. Zgadza się? - konus potaknął, nerwowo przełykając ślinę na wyobrażenie piekła, która potrafiło się rozpętać przy najniewinniejszym połączaniu słów "starość" i "Dziunia" w jednej wypowiedzi - No właśnie, a pamiętasz jak była w ciąży? Z dobrym arbuzem, to tak będzie jeden do jeden wagą i rozmiarem. I ledwie zipała wstając łóżka! A gdzie dwa albo ...

− O to, to! - tym razem to kurdupel wszedł w słowo interlokutora. - Zrobimy projekt społeczny! Unijny! Edukacyjny! Nauczymy gówniarzy, co to seks i NFZ!

Na takie dictum Pokusa zastygła z otwartymi ustami nie wiedząc czy powinna przerwać czy raczej słuchać dalej. Rozum poczynał grubo odpływać i może lepiej nie usłyszeć szczegółów nowego planu, z drugiej strony nikt nie kwapił się do przejęcia roli lidera, a emerytów faktycznie trochę mało. Kto wie ilu obrońców demokracji zdążyło już opuścić ten padół łez w trakcie trwania tej tylko dyskusji. Ostatecznie zdecydowała się nie moderować, kurdupel perował więc dalej:

− Każde jedna dostanie po arbuzie. Program obowiązkowy od 13 roku życia. Zanim w ogóle w programie nauczania pojawi się słowo penis, to wpierw musi z arbuzem, pfu, "z dzieckiem" - tu wzniósł obie ręcę z palcami wyciągniętymi na kształt litery "V" , po czym szybko zgiął je i rozprostował kilkukrotnie - odwiedzić lekarza specjalistę! I oczywiście może tu na miejscu - termin na święty nigdy - albo od ręki w Poznaniu, w Zakopanem, już im wskażemy odpowiedni punkt B. I już. Niech kombinują jak dojechać!

− A faceci? - spytał Sumienie.

− A faceci też! - Rozum triumfująco wzniósł rękę w górę. - Nie słyszeliście durnie, że płeć to wymysł społeczny! Precz z dyskryminacją. U nas, w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku, każdy łódzki trzynastolatek może urodzić arbuza! - krzyknął. I zaraz kontynuował już spokojniej - Pod warunkiem, że pójdzie z nim do wyznaczonego punktu. Na swój koszt! Arbuz! Równość! N-F-Z! Arbuz! Równość! N-F-Z! - począł skandować rytmicznie, ruchami rąk zachęcając do udziału pozostałych. A kiedy ci stworzyli już chór klakierów mówił natchniony dalej - To się przyjmie. To jest postęp. Unia, to weźmie. To będzie nasz, polski wkład dla edukacji seksualnej Europy! Od Bugu po Gibraltar, od Berlina, przez Paryżu i Madryt, aż po francuskie terytoria zamorskie. Wszędzie. Ulice pełne trzynastoletnich chłopców i dziewcząt z brzuchem! Wszyscy w ciąży! Wszyscy rodzą arbuzy z unijnym dofinansowaniem!

− A jakiś inny plan? - Pokusa zdecydowała się jednak cofnąć dyskusję na właściwe tory. - Ten jest oczywiście ... - tutaj szukała chwilę właściwego słowa - innowacyjny, ale obawiam się, że miliony trzynastolatków, a już na pewno ich rodzice, mogą nie być gotowi na tak radykalne donośne zmiany. Zanim to przejdzie, to nam wszystko na polach zgnije.

Rozentuzjamowane towarzystwo zamilkło. Chwilowe uniesienie prysnęło niczym bańka mydlana i zapadła cisza.

Po dłuższej chwili Rozum wstał z fotela, podszedł do regału z książkami, wyciągnął z niego kilka opasłych tomów i począł szukać w nich jakichś sobie potrzebnych informacji. Następnie chwilę jeszcze poszperał w internecie i gdy skończył zwrócił się do zebranych:

− Mam taką jedną. Dość specyficzną propozycję. - w ręku trzymał otwary atlas geograficzny, w którym wskazywał palcem punkt na mapie. - A gdyby założyć, że to jest punkt B?

− To jest B? - zdziwił się Sumienie - a po im nasze bałuckie arbuzy?

− Widzisz, wedle moich informacji jest tam taka grupa, która gotowa jest bez zbędnych pytań uznać, że nasze arbuzy, to ich arbuzy.

− A to jak?

− Cóż...Jak się pewnie orientujesz, przed wojną, była w Łodzi spora mniejszość eskimoska. - tu zawiesił głos - No i podobno tej organizacji to w zasadzie wystarczy.

− Ale jak? Przecież to myśmy te Bałuty zburzyli, myśmy obsiali, myśmy podlewali. I ja rozumiem, że tam mieszkali kiedyś, także, Eskimosi, ale to byli przecież nasi Eskimosi. Z nami żyli, z nami byli. Razem nas szwabskie ryje tłukły. To co ma grupa z Antarktydy do naszych arbuzów? Jak już to niech sobie szukają swoich owoców po drugiej stronie Odry? Może przy okazji i inne nasze odzyskają, bo coś słyszałem, że sporo ich tam leży pochowanych.

− Ja to wiem, ty to wiesz... - westchnął Rozum. - ...no nieważne, mówiłem, że pomysł jest specyficzny. W każdym razie chodzi mi o to, że jakby dać im cynk, pewnie by sami już sobie transport ogarnęli. Problem jest tylko taki, że jak się za to zabiorą. Wejdą prawnicy, politycy, to może być tak, że zanim wszystko wyjaśnisz nie tylko nie będzie arbuzów na Bałutach, ale jeszcze w całym poznańskim jednej pyry nie uświadczysz. I odkręcaj to potem, komu co i jak było... Z resztą może to wcale nie jest tak, ja tylko patrzę, co ludzie powpisywali w internecie... - dodał na pocieszenie.

Zapadła smutna cisza.

− Wiecie, co? To może lepiej zostawmy te arbuzy. Ba, my ich nawet nie siejmy. - przerwała ciszę Pokusa. Pomysł wydał jej się nagle znacznie mniej ciekawy niż zdawał się na początku. - Niech sobie stoją bloki na Bałutach. A ty się tam po prostu więcej nie szwendaj! - dodała patrząc na Starego, który ostatnim zdaniem wydał się bardzo rozczarowny.W jej głosie nie było jednak specjalnej nagany. Dobrze pamiętała, kto owej nieszczęsnej nocy sugerował szybki spacer do monopolu.

  • 49Upvotes
  • $2.71Reward
  • 3Comments

Comments

You can login with your Hive account using secure Hivesigner and interact with this blog. You would be able to comment and vote on this article and other comments.

Reply

No comments